Słońce prawie już zapadło w sen.
Ostatni raz musnęło swym jasnym promieniem horyzont i pożegnało
się ze stworzeniami na dobre kilka godzin. Leżałam na jednym z
wzgórz i obserwowałam jak księżyc zamienia się z ognistą kulą
miejscami tworząc majestatyczny widok. Dopiero gdy było już
całkowicie ciemno wstałam i rozprostowałam skrzydła. Lekki, nocny
wiatr zaczął powiewać liście wysokich drzew tworząc przy tym
delikatny dźwięk. Rozejrzałam się dookoła, a następnie znów
spojrzałam w niebo. Użyłam w końcu swoich błoniastych kończyn i
wzbiłam się z siłą i impetem w przestworza, które spowite były
nocą. Moje jaskrawo-złote ślepia wpatrywały się w błyszczące
gwiazdy. Przed sobą zobaczyłam barierę. Potrafiły ją zobaczyć
tylko smoki...
Zbliżyłam się to ściany spowitej
magiczną energią i z małą siłą przeleciałam przez nią.
Zniżyłam lot i obserwowałam co dzieje się na dole. Ostatnie z
dziennych stworzonek chowały się w swoich norach, normalnie lisy i
ptaki. Świat poza barierą wydawał się coraz bardziej martwy i
opustoszały. Można było spotkać tylko ludzi i jakieś normalne
zwierzęta. Usłyszałam huczenie sowy. Postanowiłam zostać na
chwile w wątłym świecie i pomyśleć w samotności. Zobaczyłam
małą polankę godną uwagi. Jeśli suchą trawę i małe drzewa
można nazwać godnymi uwagi..
Zaczęłam lądować i po chwili z
gracją osiadłam na ziemi. Położyłam głowę w czarnych jak smoła
łapach i zamknęłam na chwilę oczy. Usłyszałam ciche stąpnie
stóp. Ciężar obcego stworzenia zgniótł jakiś cienki patyk,
który wydał donośny dźwięk. Wstałam niczym maszyna, która
dostała komendę(pomińmy, że jeszcze nie została wynaleziona.
Wystarczy mieć znajomości). Na moich źrenicach można było teraz
zobaczyć cienkie, czerwone stróżki. Uderzyłam w pobliskie drzewo
ogon. Obaliło się i zobaczyłam przeciwnika. Był to mały
człowieczek. Jakiś mężczyzna. Otworzyłam paszczę, aby zobaczył
moje białe, ostre jak sztylety zęby. Musiał wiedzieć co go
zabije. Niech następnym razem nie podchodzi lepiej do smoka. A nie!
Następnego razu nie będzie...
Mała istotka zaczęła uciekać.
Ponownie wzniosłam się ku góry. Zionęłam ogniem spalając krzaki
i drzewa przy których leżałam, a człowiek nadal uciekłam.
Leciałam kilka metrów za i nad nim. Przeleciałam szybko nad nim i
porwałam go za starą koszulę zrobioną z dziwnego materiału,
swoim ogonem. Zaczęłam natychmiastowo lecieć w górę. Zatrzymałam
się po kilku sekundach na jakichś 150 metrach. Spojrzałam na
niego. Cały się trząsł. I to był prawdziwy człowiek. Jest dumny
i myśli, że jest najsilniejszy. Tak naprawdę jest na odwrót. To
zwykła kreatura, która jest przemądrzała! Spojrzałam głęboko w
jego zielone oczy. Były pełne strachu. Zaryczałam na niego i
puściłam. Zaczął spadać w dół. Jego krzyk był muzyką dla
moich uszu. Mimo iż preferowałam inny styl lubiłam to. Gdy był
już blisko powierzchni złapałam go za nogę. Potarmosiłam go
trochę w powietrzu po czym puściłam. Teraz patrzyłam tylko jak
jego bezwładne ciało obiło się o podłoże.
Nie zwlekając dłużej zawróciłam w
stronę krainy. Dopiero gdy byłam przy barierze zobaczyłam jakiegoś
smoka. Nie rozpoznałam go, więc nie wiedziałam czy jest obcy, czy
należy do wspólnoty. Z siłą obaliłam go na ziemię. Warknęłam
-Kim jesteś i co robisz?!-wydobył się
mój wrzask. W ciemności nadal nie wiedziałam kto to jest...
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz