wtorek, 7 kwietnia 2015

Od Shinarri

Słońce prawie już zapadło w sen. Ostatni raz musnęło swym jasnym promieniem horyzont i pożegnało się ze stworzeniami na dobre kilka godzin. Leżałam na jednym z wzgórz i obserwowałam jak księżyc zamienia się z ognistą kulą miejscami tworząc majestatyczny widok. Dopiero gdy było już całkowicie ciemno wstałam i rozprostowałam skrzydła. Lekki, nocny wiatr zaczął powiewać liście wysokich drzew tworząc przy tym delikatny dźwięk. Rozejrzałam się dookoła, a następnie znów spojrzałam w niebo. Użyłam w końcu swoich błoniastych kończyn i wzbiłam się z siłą i impetem w przestworza, które spowite były nocą. Moje jaskrawo-złote ślepia wpatrywały się w błyszczące gwiazdy. Przed sobą zobaczyłam barierę. Potrafiły ją zobaczyć tylko smoki...
Zbliżyłam się to ściany spowitej magiczną energią i z małą siłą przeleciałam przez nią. Zniżyłam lot i obserwowałam co dzieje się na dole. Ostatnie z dziennych stworzonek chowały się w swoich norach, normalnie lisy i ptaki. Świat poza barierą wydawał się coraz bardziej martwy i opustoszały. Można było spotkać tylko ludzi i jakieś normalne zwierzęta. Usłyszałam huczenie sowy. Postanowiłam zostać na chwile w wątłym świecie i pomyśleć w samotności. Zobaczyłam małą polankę godną uwagi. Jeśli suchą trawę i małe drzewa można nazwać godnymi uwagi..
Zaczęłam lądować i po chwili z gracją osiadłam na ziemi. Położyłam głowę w czarnych jak smoła łapach i zamknęłam na chwilę oczy. Usłyszałam ciche stąpnie stóp. Ciężar obcego stworzenia zgniótł jakiś cienki patyk, który wydał donośny dźwięk. Wstałam niczym maszyna, która dostała komendę(pomińmy, że jeszcze nie została wynaleziona. Wystarczy mieć znajomości). Na moich źrenicach można było teraz zobaczyć cienkie, czerwone stróżki. Uderzyłam w pobliskie drzewo ogon. Obaliło się i zobaczyłam przeciwnika. Był to mały człowieczek. Jakiś mężczyzna. Otworzyłam paszczę, aby zobaczył moje białe, ostre jak sztylety zęby. Musiał wiedzieć co go zabije. Niech następnym razem nie podchodzi lepiej do smoka. A nie! Następnego razu nie będzie...
Mała istotka zaczęła uciekać. Ponownie wzniosłam się ku góry. Zionęłam ogniem spalając krzaki i drzewa przy których leżałam, a człowiek nadal uciekłam. Leciałam kilka metrów za i nad nim. Przeleciałam szybko nad nim i porwałam go za starą koszulę zrobioną z dziwnego materiału, swoim ogonem. Zaczęłam natychmiastowo lecieć w górę. Zatrzymałam się po kilku sekundach na jakichś 150 metrach. Spojrzałam na niego. Cały się trząsł. I to był prawdziwy człowiek. Jest dumny i myśli, że jest najsilniejszy. Tak naprawdę jest na odwrót. To zwykła kreatura, która jest przemądrzała! Spojrzałam głęboko w jego zielone oczy. Były pełne strachu. Zaryczałam na niego i puściłam. Zaczął spadać w dół. Jego krzyk był muzyką dla moich uszu. Mimo iż preferowałam inny styl lubiłam to. Gdy był już blisko powierzchni złapałam go za nogę. Potarmosiłam go trochę w powietrzu po czym puściłam. Teraz patrzyłam tylko jak jego bezwładne ciało obiło się o podłoże.
Nie zwlekając dłużej zawróciłam w stronę krainy. Dopiero gdy byłam przy barierze zobaczyłam jakiegoś smoka. Nie rozpoznałam go, więc nie wiedziałam czy jest obcy, czy należy do wspólnoty. Z siłą obaliłam go na ziemię. Warknęłam
-Kim jesteś i co robisz?!-wydobył się mój wrzask. W ciemności nadal nie wiedziałam kto to jest...


<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz